środa, 21 grudnia 2011

Moje pierwsze zakupy...

Dzisiaj zabrano mnie na pierwsze większe zakupy. Pojechaliśmy na targ - jaka różnorodność wszystkiego - ludzi, warzyw, zieleniny, owoców! Wszystko ze sobą wymieszane - a do tego mnóstwo dzieci biegających między tymi stanowiskami. To było blisko naszego domu.
Później pojechaliśmy do miasta, prawie do centrum. Tam zupełnie inny świat! Zaskoczyło mnie, że w sumie nie trzeba by było wysiadać z samochodu, by móc kupić wszystko - taki mieliśmy popyt na zaoferowanie nam wszelkich produktów - od sałaty i marchewki począwszy, a na wszelkiej elektronice skończywszy.
My jednak zdecydowaliśmy się wyjść z samochodu i samodzielnie dokonać wyboru rzeczy, które chcieliśmy kupić. Ja pojechałam z naszą siostrą Afrykanką i naszym szoferem, również rdzennym burkińczykiem - czułam się jednak jak atrakcja miasta, zwłaszcza dla dzieci, które przybiegały z końca ulicy, aby podać mi rękę lub tylko się mi przyjrzeć :) I tak zajęło nam to całe pół dnia!
Cóż, nawet jeśli dzieci afrykańskie rodzą się białe, a ciemnieją po kilku dniach, tak ja nie zmienię już swego koloru :) Nawet mieszkając w Afryce:)


Robi się coraz cieplej, wzrasta temperatura, klimatu świąt Bożego Narodzenia nie czuję wcale... a mówią, że jeszcze nie jest gorąco...nawet jeśli już o 8.00 rano temperatura przekracza 25 stopni...

2 komentarze:

Miriam pisze...

Ale fajnie, ze piszesz, mozna dzieli tak skrajnie rozne doswiadczenia...pozdrawiam z 25 stopniowej Jerozolimy.

sisteralex pisze...

A u nas na minusie i śnieg... pozdrawiam z Olsztyna.