piątek, 16 sierpnia 2013

Debiut

Dziś mam przed sobą debiut krewetkowy...
Osobiście nie lubię wszelkich owoców morza, z rybami włącznie...
ale nasz kucharz wywrócił się na motorze i złamał nogę, tak więc kuchnia "spadła na mnie" niespodziewanie. A dziś piątek, dzień krewetkowy...

Całe szczęście, że to risotto z krewetkami tylko dla dwóch osób, jak nie wyjdzie, zawsze można szybko przygotować coś innego :)
Ale podejmę to ryzyko zaprzyjaźnienia się z krewetkami, które przyleciały do nas z Togo, urodziły się w Altlantyku (chyba...), całe szczęście są już lekko mrożone, a nie żywe... tylko jak tak po prostu urwać im głowy i zedrzeć skórę? Ufff....

3 komentarze:

Miriam pisze...

Ale maja wąsy wielkie!!!

discepola pisze...

I jak ci poszło?

Beata pisze...

One w ogóle były wielkie! To jakieś krewetki mutanty... A poszło super, risotto wyszło bardzo smaczne i nic nie zostało :) więc chyba debiut zakończony sukcesem :)